|
Piotruś Pan
Adaptacja Arkadiusz Klucznik - na podstawie J.M. Barrie, w
tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego
Reżyseria Jerzy Jan Połoński
Scenografia Jerzy Jan Połoński, Artur Pontek, Alicja Antoszczyk
Choreografia Marcelina Paniuta-Jankowska
Kostiumy Alicja Antoszczyk
Muzyka Michał Kowalczyk
Teksty piosenek Dariusz Czajkowski
Projekcje video Dawid Kozłowski
Produkcja spektaklu T-ART PL ARTUR PONTEK
Występują:
Justyna Bojczuk
Beata Sadkowska
Kamila Połońska
Wojtek Rotowski
Piotr Bąk
Cezary Jankowski
Mariusz Krzemiński
Artur Pontek
Rafał Zawierucha
Olga Pęczak
Teatr Capitol, Warszawa
Nie lubię Wendy – recenzja spektaklu „Piotruś Pan” w teatrze Capitol
Zaskakujące, że jest tak mało przedstawień dla dzieci, które
traktują małego widza jak istotę myślącą, inteligentną, o ogromnej
wyobraźni. A jeszcze mniej jest przedstawień dla dzieci, na których
dorośli nie ziewają. Twórcy przedstawienia „Piotruś Pan"
prawdopodobnie założyli sobie stworzenie ambitnej formuły, która
będzie atrakcyjna dla dzieci, a także zrozumiała i czytelna dla
dorosłych. Takie założenie jest ciekawe, choć czasem można wpaść na
mieliznę.
Początek sztuki pokazuje parę rodziców wychodzących na przyjęcie.
Matka wydaje szereg dyspozycji, martwi się o to, o tamto, ojciec
czeka, namawia do wyjścia, matka wciąż się krząta, ojciec wciąż
czeka, wciąż namawia, matka jeszcze... W końcu na pytanie żony: „Ale
nie uważasz...?" pada odpowiedź: „Tak, Kochanie, ty zawsze masz
rację", a publiczność dostaje porozumiewawczy, ironiczny uśmiech w
stylu „ach te kobiety!". Wychodzą.
Pojawia się pokój dziewczynki, przez który przebiega zdenerwowany
chłopiec. Dziewczynka budzi się , zagaduje tajemniczego gościa.
Dowiaduje się, że nazywa się Piotruś Pan i zgubił swój cień. Wendy
pomaga Piotrusiowi odszukać cień, ba, nawet mu go przyszywa.
Zachwycony opieką Piotruś proponuje dziewczynce wyprawę do jego
krainy, Nibylandii, gdzie Wendy będzie opowiadać jemu i jego
kamratom baśnie, a także opiekować się chłopcami i cerować im
skarpetki.
Piotruś Pan ze śpiewem na ustach uczy Wendy sztuki latania, po czym
wyruszają. Zazdrosna wróżka Dzwoneczek, przyjaciółka Piotrusia,
odsunięta przez Wendy na boczny tor, zła i rozczarowana, dociera do
Nibylandii przed Piotrusiem i Wendy, przekazuje zagubionym chłopcom
rozkaz Piotrusia, aby zabili ptaka, który z nim leci. Chłopcy
wykonują rozkaz szefa bandy. Jakaż jest ich konsternacja, gdy
Piotruś zamiast wdzięczności jest wściekły i szuka winnego. Chłopcy
opowiadają o Dzwoneczku, Piotruś Pan rozsierdzony przegania wróżkę
na zawsze i mówi jej, że nie są już przyjaciółmi. Po błaganiach
małej wróżki pozwala jej wrócić za tydzień.
Wendy budzi się po chwili, Piotruś przedstawia ją bandzie jako
niby-mamę, która się będzie opiekować zagubionymi chłopcami.
Dziewczynka pyta Piotrusia, czy nie zechciałby zostać dla chłopców
takim Niby Tatą, skoro ona może być Niby Mamą. Piotruś zgadza się
spróbować. Wendy okazuje się zołzą, która aplikuje chłopcom wstrętne
lekarstwo co wieczór. „Odtąd tak będzie codziennie!", peroruje ze
zmarszczoną brwią blond sekutnica. Początkowo zapowiadana przygoda
zamienia się w odwzorowanie trudnych relacji Niby małżeńskich.
Wendy stara się uporządkować życie chłopców. Piotruś Pan czuje, że w
jego życiu dzieje się coś, czego nie chce, coś, co mu przeszkadza,
co go przerasta. Mimo wielkiej (moim zdaniem, nieuzasadnionej)
sympatii do Wendy i jakiegoś głębszego uczucia, dziwnego - ciepłego,
ale trudnego, Piotruś Pan zaczyna czuć się w nowej roli jak w
klatce.
Z kolei Wendy poważnie traktuje misję „mama zastępcza" i nie
odpuszcza, lecz pomiędzy tym, co wydawało jej się, że będzie, a tym,
co jest, powstaje dysonans. Poczucie rozbieżności wzajemnych
oczekiwań pary w stosunku do rzeczywistości wzmacnia jej wizyta w
zatoce syren. Tamże mieszkanki wód kusząco zawodzą o tym, jaki
Piotruś jest teraz śmieszny, czy aby nie dorasta i niech Wendy nie
liczy, że coś z tego będzie, bo niejedna już próbowała, ona też na
pewno poniesie klęskę...
Wendy próbuje rozmawiać z Piotrusiem o tym, co się z nim dzieje, o
co chodziło syrenom, ale chłopiec wije się jak piskorz, odpycha
Wendy, która woła za nim: „Piotrze! Wracaj tu natychmiast!".
„Nigdy nie mów do mnie Piotrze!" - odpowiada przez zęby chłopiec.
My, dorośli, wiemy już, że to były Niby tata i że syreny miały
rację. Dzieci jeszcze liczą na cud.
Cud się nie zdarza. Wendy rozumie, że musi wrócić do domu, do mamy,
że musi dorosnąć, całuje Piotrusia Pana na pożegnanie, dając wyraz
uczuciu, które żywi do wiecznego chłopca. Mijają się, ale będą o
sobie pamiętać. Koniec.
Przedstawienie ma wiele elementów humorystycznych, które, na
szczęście, przeplatają sceny związane z traumą dorastania. Dzieci
śmieją się do rozpuku, gdy pojawia się kapitan Hak ze swoimi dwoma
piratami, jak również gdy przechadza się po scenie krokodyl,
prześladowca Haka. Aktorzy wchodzą w interakcję z publicznością, co
jest ogromnym atutem przedstawienia. Oprawa muzyczna ciekawa,
aktorzy śpiewają dość przyjemnie, jednak bez wodotrysków.
Scenografia pozostawia wiele pola dla wyobraźni... (i dobrze!), jest
bardzo skromna, zaledwie projektor i obraz rzucony na scenę. Bardzo
podobała mi się scena podczas piosenki o lataniu: przepływające
wycięte z papieru obiekty latające i obraz w tle oraz zatoka syren,
kapitalnie zagrane, wielce sugestywne i estetyczne.
Nie podobała mi się natomiast wizja zagubionych chłopców. Trzy
aktorki miały umieszczone na dłoniach okrągłe, wielkości talerza,
podobizny twarzy kompanii Piotrusia Pana. Jedna aktorka mówiła za
dwóch chłopców. Ciekawy pomysł, ale mnie te wizerunki kojarzyły się
ze zdjęciami umieszczonymi na pomnikach cmentarnych. Wiało grozą,
tym bardziej że, jak wiadomo, "zagubieni chłopcy to dzieci, które
jako niemowlęta wypadły z wózków , a wróżki zabrały je i przyniosły
do Nibylandii."
Ogólne wrażenie pozytywne, przedstawienie ciekawe, tylko tak jakoś
się gubi po drodze, jak i chłopcy. Bycie mieszkańcem Nibylandii ani
nie jest smutne, ani takie strasznie fajne, bycie dziewczynką, która
dorasta, też nie jest takie złe ani specjalnie nadzwyczajne, tak po
prostu musi być. Smutne tylko jest to, że w świecie zagubionych
chłopców nie mam miejsca dla Niby Mam, a w świecie dorastających
dziewczynek, zagubieni chłopcy nie mogą żyć. Liczą się tylko
konwencje, jakie przyjmujemy w swoim świecie. Konwencje, które
pozwalają nam żyć jakoś.
Ach! Jeszcze morał z przedstawienia: Jeśli zagubiony chłopiec chce
nim pozostać, dziewczyno wracaj do swojego pokoju, nic tu po tobie.
Anna Zagajewska
|